
Maksym Panchenko jest dziennikarzem i analitykiem w organizacji pozarządowej Internews Ukraine i związanej z nią medium - Ukraine World. Podczas wojny ich główną misją jest publikowanie bieżących informacji o tym, co się dzieje na Ukrainie oraz komentowanie sytuacji dla zagranicznych mediów. Rozmawailiśmy z Maksymem. Obecnie przebywa w Bereźnym, swoim rodzinnym mieście. Z Kijowa, gdzie pracował i mieszkał od dziesięciu lat, wyjechał 24 lutego, tuż po rosyjskiej inwazji. Uwaga - powyższe zdjęcie poglądowe pochodzi z Mariupola, udostępnione zostało do wykorzystania przez nas od tamtejszych władz.
Piotr Walczak, Dzień Dobry Białystok: Pochodzisz z Bereźnego. Wróciłeś z Kijowa, gdzie pracujesz. Jak trafiłeś do Kijowa, kiedy, czym tam się zajmowałeś?
Maksym Panchenko: Pochodzę z Bereźnego, małego miasteczka w regionie Równe na północnym zachodzie kraju. W 2011 roku, w wieku 17 lat, poszedłem na studia, aby studiować stosunki międzynarodowe na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym i od tego czasu mieszkam w stolicy. W międzyczasie moja rodzina - w zasadzie tylko mama - została w Bereznem. Po uzyskaniu tytułu magistra stosunków międzynarodowych, w 2017 roku, pracowałem przez sześć miesięcy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Ukrainy, po czym zdecydowałem się odejść i zostać analitykiem politycznym i stosunków międzynarodowych, a nie urzędnikiem publicznym.
W ten sposób trafiłem do organizacji pozarządowej Internews Ukraine i jej stowarzyszonego punktu medialnego Ukraine World. Skupiam się tutaj przede wszystkim na promocji i analizie integracji europejskiej Ukrainy, a także szerszego krajobrazu geopolitycznego tego kraju.
Jesteśmy wiodącymi anglojęzycznymi mediami ukraińskimi i obecnie koncentrujemy się na trzech głównych aspektach: przekazywaniu światu obiektywnych informacji o wojnie za pośrednictwem naszych mediów społecznościowych, udzielaniu wywiadów mediom zagranicznym na temat sytuacji, działaniu jako platforma komunikacji między zachodnimi mediami a władzami Ukrainy - jak spotkanie burmistrzów z mediami sprzed kilku tygodni.
Od redakcji DDB (relacja burmistrzów): Dramat ukraińskich miast - Rosjanie nie oszczędzają szkół, szpitali i budynków mieszkalnych [ZDJĘCIA]
Kiedy postanowiłeś wyjechać z Kijowa?
- Po południu 24 lutego, czyli pierwszego dnia wojny. Szczerze mówiąc, zastanawiałem się, czy wyjeżdżać tak wcześnie, ponieważ wtedy wszystko było jeszcze chaotyczne i niejasne - wiadomości docierały zewsząd i nie było łatwo zrozumieć, jak szybko dojdzie do eskalacji.
Jednak ojciec mojego współlokatora, który mieszka w miejscowości pod Lwowem, miał samochód i postanowił natychmiast ewakuować go do Lwowa, a w tym kierunku chciałem jechać - jeśli spojrzysz na mapę, droga do Lwowa i Bereźnego pokrywa się w dużym kawałku. Zdecydowałem się więc do nich dołączyć.
Podróż była bezpieczna? W Polsce słyszymy, że Rosjanie atakują uciekającą ludność cywilną...
- Zaraz po inwazji wielu ludzi próbowało opuścić Kijów i udać się na zachód kraju. Teraz, aby to zrobić, ludzie musieli skorzystać z tzw. autostrady żytomierskiej, która jest częścią autostrady Kijów - Czop. W rezultacie powstały ogromne korki. Podczas gdy ojciec mojego współlokatora jechał po nas ze Lwowa, 24 lutego o godzinie 16, czyli około 12 godzin po inwazji, wyjechaliśmy z Kijowa, aby przejść 15 kilometrów pieszo - pamiętaj, że szliśmy z bagażami, żeby dotrzeć do miejsca, w którym korek był nieco mniej gęsty i gdzie można było nas łatwiej odebrać. I było kilkadziesiąt osób, które zrobiły to samo.
Pod względem bezpieczeństwa podróż 24 lutego była mniej więcej bezpieczna, ale męcząca i trudna logistycznie. Podróż z Kijowa do Bereźnego, która zwykle trwa od pięciu do sześciu godzin, trwała 12 godzin. Kilka dni po inwazji wysadzono też most na żytomierskiej autostradzie, bardzo blisko Kijowa, co spowodowało zablokowanie tej bardzo ważnej trasy dla wielu osób. Ponadto wiele miast, takich jak Makarów, Irpień, Bucza, znajduje się bardzo blisko autostrady, a miasta te doświadczyły wielu działań wojennych w ciągu ostatniego miesiąca - to był główny punkt zapalny. Dlatego ludzie muszą korzystać z dróg położonych bardziej na południe, a te drogi są w znacznie gorszym stanie.
Jak wygląda obecnie sytuacja w Bereźnym? Macie wodę, ciepło, prąd, paliwo? Sklepy pracują?
- Bereźne - i ogólnie obwód rówieński - znajduje się teraz na "tyłach" kraju. W związku z tym nie mieliśmy do tej pory żadnych działań wojennych na ziemi, chociaż było kilka nalotów na obiekty wojskowe i telekomunikacyjne, a także na składy paliwa. Na szczęście wszystko tu płynnie działa: są prąd, ciepło, woda, kanalizacja, internet, usługi bankowe - wszystko. Sklepy i usługi są otwarte, z tym że ich godziny pracy są obecnie przeważnie krótsze. Jest też kwestia dostaw - do tej pory nie odczuliśmy żadnych znaczących braków, ale kilku znajomych, którzy pracują w lokalnych supermarketach, powiedziało mi, że regionalne łańcuchy dostaw pozostały nienaruszone, ale krajowe lub międzynarodowe zostały zakłócone. Tak więc jeśli produkt jest produkowany w Charkowie lub w Europie, jego podaż utknęła w martwym punkcie.
Jakie nastroje obecnie panują wśród Ukraińców. Chcą walczyć, bronić ojczyzny, morale są wysokie?
- Ukraińcy są bardzo zmotywowani do obrony swojego kraju. Od pierwszego dnia w naszym komisariacie wojskowym (chodzi o komendę uzupełnień - przyp. red.) stały kolejki ochotników. Chętnych do walki jest podobno sześć razy więcej niż amunicji, w którą można ich wyposażyć. Poza tym około 90 procent Ukraińców, według sondaży, jest przekonanych, że Ukraina wygra tę wojnę, co jest oszałamiające nawet dla mnie, Ukraińca. A więc tak, jesteśmy wyjątkowo zdeterminowani i zmotywowani. Nauczyliśmy się też, jak być odpornym na stres - oczywiście do pewnego stopnia. Świadczy o tym ilość memów, które pojawiły się w ostatnim miesiącu o tym, jak Ukraińcy kpią z Rosjan w tej wojnie. Jeśli jesteś zainteresowany konkretnymi przykładami, wyślę ci parę.
Jasne, podsyłaj.
- OK.
A jak podchodzą ludzie do pomocy ze strony Polski? Docierają do was sygnały, co się dzieje z uchodźcami po przekroczeniu granicy?
- Polska jest dziś postrzegana na Ukrainie jako bohater i nie sądzę, aby jakikolwiek inny kraj był wymieniany tak - jak dotąd - jak Polska, jeśli chodzi o pomoc dla Ukrainy. Ilość pomocy, jaką Ukraińcy zarówno w kraju, jak i poza nim otrzymują od polskiego rządu i ludności trudno przecenić.
Nie myślałeś o tym, by opuścić Ukrainę, uciekać przed wojną?
- Nie, nie bardzo. Po pierwsze, ze względu na moje osobiste wartości, które są bezpośrednio związane z moją identyfikacją narodową. To jest mój kraj i wydaje mi się, że opuszczanie go w tym momencie wydaje się nielogiczne. Poza tym nie widzę dla siebie natychmiastowych wizji przyszłości za granicą. Pozostanie tutaj i walka ma sens.
Jak sądzisz, jak długo potrwa ta inwazja? W Polsce dużo się mówi o nieporadności rosyjskiej armii i duchu walki Ukraińców.
- Moim zdaniem faza gorąca zakończy się za trzy - cztery tygodnie. Następnie możliwych jest kilka scenariuszy - w zależności od wielkości pomocy, jaką Ukraina otrzyma z Zachodu - więcej broni, zamknięte niebo, bezpośrednie zaangażowanie itp., a zatem w zależności od konkretnej sytuacji na froncie. Jedną z możliwości jest to, że wojna stanie się kolejnym zamrożonym konfliktem w przestrzeni postsowieckiej.
Problem polega na tym, że Rosja nie odniosła sukcesu w swoim ostatecznym planie, ale jej wojska i sprzęt są liczne, co pomaga im w dalszej eskalacji ilościowej. Mimo że Ukraina ma się nadspodziewanie dobrze, nie sądzę, że podejmie ryzyko odbicia Krymu - tak naprawdę nie mamy na to środków. Najprawdopodobniej ostatecznie spornymi terytoriami będą dotychczas okupowane terytoria wschodnie i południowe. Najważniejszy schemat działania dotyczy teraz Donbasu, ponieważ jednym z rosyjskich celów wojny było rozszerzenie granic ORDLO do granic regionów Ługańska i Doniecka.
Czego potrzebujecie? W Polsce masa organizacji organizuje zbiórki darów, ale istotna jest informacja, co konkretnie i gdzie powinno być wysłane.
- Z humanitarnego punktu widzenia największą potrzebą uciekających Ukraińców jest teraz schronienie, żywność, odzież i lekarstwa. Ukraina potrzebuje też dużego wsparcia militarnego, a część, którą mogą zorganizować zwykli obywatele polscy, to kamizelki kuloodporne. Kanały, którymi można wysłać wszystkie te rzeczy na Ukrainę, są zbyt liczne, by je tutaj wymieniać, więc powiem raczej, że każdy chętny do pomocy powinien zwrócić się do ambasady Ukrainy w Polsce, która działa jako węzeł koordynacyjny w tych czasach.
Zdajesz sobie sprawę, że po wojnie odbudowa kraju będzie trwała latami... Uważasz, że dużo twoich rodaków będzie chciało wrócić?
- Tak, myślę, że większość ludzi, którzy wyjechali z kraju, powróci. Powodów jest kilka. Przede wszystkim rodziny są teraz rozdzielone - kobiety i dzieci mogły opuścić kraj, ale nie mężczyźni. I myślę, że jest znacznie większa szansa, że kobiety i dzieci powrócą niż to, że mężczyźni będą emigrować, gdy im na to pozwolą. Po drugie, osoby, które są teraz zmuszone do wyjazdu za granicę, musiałyby zacząć wszystko od zera w Europie - uczyć się nowych języków, wspinać się po szczeblach kariery itp. A nawet gdyby udało im się znaleźć pracę, najprawdopodobniej byłby to mniej wykwalifikowany segment niż to, co robili w domu. Po trzecie, europejski rynek pracy nie posiada niezbędnej liczby miejsc pracy, co zmusi ludzi do powrotu do domu na Ukrainę. Oczywiście niektórzy zostaną - w końcu wiele domów Ukraińców zostało zmiecionych z powierzchni ziemi.
Dziękuję za rozmowę.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie