Reklama

Urzędnicy ze "Śniadecji" powinni nauczyć się komunikacji. Nie tylko z mediami. Z pacjentami też

19/06/2015 18:12


Za pośrednictwem poczty elektronicznej nie sposób uzyskać komentarza od władz Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. Jędrzeja Śniadeckiego w Białymstoku. Trzeba pisać skargi, oficjalne pisma albo umawiać się na wywiad. Mimo że pytania są proste i dotyczą spraw białostoczan.

W środę, 17 czerwca, na łamach Dzień Dobry Białystok ukazał się materiał mówiący o dziwnie wysokich opłatach i jeszcze bardziej dziwnych częściach składowych opłat za tzw. porody rodzinne - obecność męża, partnera, narzeczonego ciężarnej kobiety w sali porodowej. Artykuł, oprócz mojego komentarza, miał być jak najbardziej obiektywny, stwierdzający fakty. Można przeczytać go TUTAJ.

Tematem zająłem się nie bez powodu. Otóż sam znalazłem się w sytuacji, w której z powyższego uprawnienia chciałem skorzystać. Skontaktowałem się więc ze szpitalem, gdzie miałem uczestniczyć w porodzie. Telefonicznie. Zadzwoniłem pod ogólnie dostępne numery telefonów, bezpośrednio na oddział ginekologiczno-położniczy. Jako pacjent. Choć w tym przypadku bardziej trafnym określeniem jest klient. Pytanie było proste: czy i ile muszę zapłacić za możliwość obecności na oddziale porodowym. Najpierw usłyszałem, że nic. Potem, że jednak to kosztuje. Tego było za wiele. Przestałem być klientem, a sprawą zająłem się zawodowo. Przy okazji dotarło do mnie, ile osób na co dzień musi spotykać się z taką dezinformacją, a właściwie chaosem informacyjnym.

Do sekretariatu dyrekcji szpitala wojewódzkiego wysłałem e-maile (na adresy podane na stronie www "Śniadecji") z oficjalnymi pytaniami, jako dziennikarz portalu DDB:
"Dzień dobry,










kilka dni temu wysyłałem do Państwa prośbę o udzielenie informacji, chciałbym dopytać.
1. Kiedy mogę spodziewać się odpowiedzi?


2. Zakładam, że opłaty za pobyt partnera rodzącej na porodówce jednak są, chcę dopytać:


- Jaka jest to konkretnie stawka?


- Co konkretnie wchodzi w skład tej stawki?


- Czy wystawiacie Państwo faktury/paragony?


- Czy opłata konieczna jest przed, czy po porodzie? W jakim czasie, jeśli po porodzie? Część osób może nie mieć przy sobie gotówki. Kiedy mogą opłacić?


- Czy jeśli partner nie będzie miał przy sobie gotówki, zostanie wyproszony?


- Czy opłatę można prosić o rozłożenie na raty lub anulowanie - kogo i w jaki sposób prosić?


- Czy opłata jest bez względu na porę dnia/nocy?


- Dyżurne położne informują, że poza opłatą konieczne jest posiadanie butów na zmianę? Nie wystarczą ochraniacze? Jakie to muszą być buty?


Z góry dziękuję za odpowiedź."

Prostszymi słowami chyba się nie da. Pytania musiały być proste i konkretne, by uniknąć jakiegokolwiek nieporozumienia. Odpowiedź szpitala wojewódzkiego zadziwiła całą redakcję Dzień Dobry Białystok.

"Dzień dobry!


W odpowiedzi na wiadomość mailową przesłaną dnia 29.05.2015 r., na adres mailowy: [email protected] oraz [email protected], informujemy, iż nie udzielimy odpowiedzi merytorycznej na postawione pytania.


Wyjaśniamy, iż od połowy maja 2015 r., Szpital otrzymuje zapytania dotyczące opłaty za pobyt osoby bliskiej podczas porodu. Zapytania wpływają różnymi drogami (telefonicznie, mailowo) od osób, które przedstawiają się jako: asystent kandydata na prezydenta RP, mąż rodzącej pacjentki, dziennikarz. Próby uzyskania przez  osoby trzecie  stanowiska Szpitala w tym zakresie budzi, co najmniej, zdziwienie.


Podpis umieszczony w mailu z dnia 29.05.2015 r., który został wysłany z adresu mailowego: (tu adres dziennikarza - przyp. red.) sugeruje, iż jego nadawcą jest dziennikarz. Treść maila zawiera żądanie udzielenia odpowiedzi na szereg szczegółowych pytań oraz sugeruje iż odpowiedzi na część pytań została już udzielona przez "dyżurne położne". Mając na względzie powyższe, wyjaśniamy: jeśli nadawca maila chce uzyskać odpowiedź merytoryczną, winien:


- złożyć pisemny wniosek o udzielenie Informacji publicznej zgodnie z ustawą z dnia 6.09.2001 r. o dostępie do informacji publicznej, jeśli nadawca maila chce uzyskać taką informację


lub


- umówić się z upoważnionym pracownikiem Szpitala w celu udzielenia wywiadu o zasadach pobytu osoby bliskiej podczas porodu, jeśli nadawca maila chce przygotować artykuł prasowy w tym zakresie


lub


- złożyć oficjalną skargę do dyrekcji Szpitala na konkretne działania personelu Szpitala, jeśli nadawca maila ma ku temu powody.


Pozdrawiam

(tu imię i nazwisko osoby odpisującej - do wiad. red.)

Sekretariat Dyrektora"

Odpowiedź szpitala to kpina. Po co na stronie internetowej placówki widnieją adres e-mail do kontaktu? Widocznie po to, aby ładnie wyglądały. Trudno znaleźć mi komentarz do początku powyższej odpowiedzi. Faktycznie, w połowie maja próbowałem uzyskać od szpitala informację o wysokości opłat. Ale nie od dyrekcji, a oddziału ginekologiczno-położniczego. Z prostego powodu - przygotowania odpowiedniej ilości pieniędzy. Stąd sądzę, że nie o mnie mowa. Nigdy też nie przedstawiłem się jako asystent kandydata na prezydenta RP. Widocznie ktoś miał podobne wątpliwości. Z kolei mailowo, podając się zresztą zgodnie z prawdą za dziennikarza, pytania zadałem ja.

Kuriozalne jest stwierdzenie przedstawicieli szpitala, że próba uzyskania informacji budzi zdziwienie. Wynika z niego, że osoba bezpośrednio zainteresowana, od której pobrana zostanie opłata za poród rodzinny, jest osobą trzecią. Czy tylko ja widzę tu brak logiki? A może szpital wychodzi z założenia, że każdego i tak stać na płacenie, więc nie ma potrzeby informowania. Bo przecież każdy ze sobą nosi gotówkę. Co to jest kilkadziesiąt złotych...

Chętnie skomentuję końcówkę odpowiedzi sekretariatu dyrekcji "Śniadecji". Pisemnego wniosku o udzielenie informacji publicznej składać nie mam zamiaru. To parodia, by chcąc uzyskać proste informacje o zasadach funkcjonowania publicznej placówki, trzeba wysyłać pisma oficjalne. Skargi na nikogo też składać nie zamierzam. Chyba, że do dyrekcji na dyrekcję za szyderczą odpowiedź, bo inaczej jej traktować nie umiem.

Na wywiad z dyrektorką szpitala wojewódzkiego będę za to próbował się umówić. W tej sprawie dzwoniłem już do sekretariatu. Mam zadzwonić w piątek, z powodu urlopu. Zadzwonię, dam szansę skomentowania wszystkiego po czasie, nawet jeśli ma to oznaczać przeprowadzenie wywiadu w placówce, skoro telefonicznie też się nie da.

Dyrekcja nie powinna się dziwić. Powinna za to zainwestować pieniądze albo w kurs komunikacji społecznej, albo zatrudnić rzecznika prasowego. Komunikacja z mediami jest bowiem w "Śniadecji" na co najmniej śmiesznym poziomie. Może warto nauczyć się czegoś od innych placówek? Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku jakoś nie ma problemu z odpowiedzią na proste pytania. Mało tego, rzeczniczka prasowa chętnie rozwiewa wątpliwości. Dlaczego w szpitalu wojewódzkim też nie może być normalnie?

(Piotr Walczak)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do