Reklama

Z obserwacji reportera: Teoria na prawko czystą teorią?

02/05/2015 11:01


Od początku tego roku teorii na prawo jazdy można uczyć się w domu, nie uczęszczając na zajęcia do ośrodka szkolenia kierowców. Do wyboru jest albo samodzielne kształcenie, albo kurs on line. Tylko czy naprawdę zastąpi to doświadczonego wykładowcę?

Zajęcia teoretyczne na kursach prawa jazdy to często teoria. Wielu do tego przekonywać nie trzeba. Płaci się, ale nie wymaga. Bo po co? Skoro można od razu mieć podpisany papier i siadać za kółkiem, to nie ma sensu przesiadywać kilkudziesięciu godzin na nudnych wykładach i słuchać przy tym o jakichś znakach drogowych, zasadach czy kodeksie. A że potem na egzaminie teoretycznym jest problem… Wielu właścicielom szkół to się po prostu opłacało. Zgarniali kasę i za teorię i za praktykę, a na tłumaczenie tej pierwszej nie musieli poświęcać czasu. W dodatku sumienie gryźć nie musi, bo przecież klient nasz pan. Nikt mi nie wmówi, że takie rzeczy się nie działy, bo działy się. Śmiem twierdzić, duży procent szkół tak działał. I Jeśli nawet wyglądało to na zewnątrz lepiej, bo – owszem – zajęcia się odbywały – to często nic nie stało na przeszkodzie, żeby przyjść na te ostatnie i w ciągu 5 minut zaliczyć wszystkie. Podpisując się pod konkretnymi datami. O egzaminie wewnętrznym zapominając.

Teraz może być trudniej niektórym biznesmenom. Otóż od stycznia teorii można uczyć się samemu. Trzeba jednak i tak pojawić się na zajęciach z pierwszej pomocy: o zgrozo – pamiętam co musiałem ładnych parę lat temu zrobić, żeby je zaliczyć… odpowiedzieć na pytanie, jaki jest numer na pogotowie, to wszystko.

Przepisy o możliwości samodzielnej nauki na pewno utrą nosa tym, co brali pieniądze za nic. Bo chyba jasne jest, że nikt nie będzie płacił, skoro nie musi. Pewnie potrzeba około roku, żeby ten tryb na dobre zaczął działać i dotarł do świadomości szerokiego grona odbiorców, ale stawiam, że amatorów z czasem będzie przybywało. U młodych ludzi już tak jest – idziemy po jak najmniejszej linii oporu: zamiast siedzieć 30 godzin na wykładach, wystarczą 4 na pierwszą pomoc. Plusem dla kursantów jest to, co wspomniałem powyżej - lada chwila kursy potanieją, bo za teorię płacić nie trzeba.

Szkoda mi tylko rzetelnych wykładowców, bo pewnie pracy im ubędzie. Tych, którzy potrafią i chcą do skutku tłumaczyć, wyjaśniać i odpowiadać na pytania, dyskutować. Tych, którzy umieją zainteresować przyszłych kierowców poszerzaniem wiedzy, nie tylko przygotowaniem do poprawnego udzielenia odpowiedzi. Teraz i tak jest trudniej, bo testów na pamięć wyuczyć się nie da. Większość pytań ma formę video. Małe jest prawdopodobieństwo wykucia bazy 2,5 tysiąca pytań. Swoją drogą, kiedy baza pytań na egzamin teoretyczny była znacznie mniejsza i ogólnie dostępna od lat, tak wyglądały moje zajęcia teoretyczne: nazwy szkoły wymieniał nie będę, ale przez 30 godzin rozwiązywaliśmy testy, jeden po drugim.

Szkoda mi też – tak z drugiej strony medalu – tych którzy wyuczą się „na pamięć” kodeksu i jakimś trafem uda im się zaliczyć egzamin. Współczuję niektórym z nich, tak jak i innym uczestnikom ruchu drogowego. Zmiana przepisów na pierwszy rzut oka wydawała się prawidłowa, ale całość wygląda „jak zwykle”. Bo czy choćby najlepsze kursy on line są w stanie zastąpić prawdziwego belfra?

(Piotr Walczak [email protected])
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do