Reklama

Zaczynamy tydzień: Szanuj bliźniego swego

10/06/2013 08:00
W tym miejscu nie znajdzie się gorące nawoływanie do równości nas wszystkich. Choć ostatnio „na czasie” jest propagowanie tolerancji i działania przeciwko rasizmowi, w tym miejscu myśl rozwijam nieco inaczej. Będzie o szacunku, ale wobec nas.

Akcje propagujące akty równości i piętnujące nienawiść rasową obecnie znajdują się w czołówce tematów. To, co dzieje się na ulicach Zjednoczonego Królestwa, czy Francji oraz w krajach islamskich, nie może przejść bez echa. Jednak ja przyglądam się tematowi z nieco innej strony i pokażę swój punkt widzenia. Zapewne nie będzie to wszystkim w smak, ale trudno. Każdemu dogodzić się nie da.

Wyjeżdżając do innego kraju, nawet osiedlając się tam na dłużej, pamiętałam że mój dom jest gdzieś indziej. Moja kultura, mój język, moja rodzina i przyzwyczajenia, święta, obyczaje i masa innych rzeczy, do których byłam przyzwyczajona od dziecka na obcej ziemi wyglądają inaczej. Pamiętam swoje święta w Londynie, kiedy Brytyjczycy w Wigilię Bożego Narodzenia mają w zwyczaju bawić się w pubach, ja siedziałam w domu spożywając niemal tradycyjną kolację bez mięsa. Było smutno, bo nie było Mamy, Taty, ani Babci, Dziadka, sióstr, prezentów, nawet choinki, bo nie było jej gdzie postawić.

Na stole leżał tylko skromny stroik jako cała ozdoba świąteczna. Mogłam przecież pójść z kolegami i koleżankami, poszaleć w takim, czy innym pubie. Z drugiej strony oni mogli przyjść do mnie na kolację, która była dla mnie ważna. Ale tak się nie stało. Nie dlatego, że się nie lubiliśmy, a dlatego, że szanowaliśmy własne obyczaje. Ja nie namawiałam ich by Wigilię spędzali na mój sposób, a oni nie naciskali na spędzenie jej na wesoło.

Innym razem w innym miejscu, w Adelaide w Australii byłam świadkiem i zarazem uczestnikiem Dnia Australii. Jest to wesołe święto, z którym zetknęłam się pierwszy raz. Święto państwowe ustanowione na pamiątkę założenia pierwszej stałej osady. Australijczycy bawią się, piją, śpiewają, a przede wszystkim uczestniczą tłumnie w pokazach wojskowych, wszelakich wyścigach, by dzień zwieńczyć pokazem sztucznych ogni.

Oczywiście nie potrafiłam cieszyć się tak jak oni. Nie nakładałam pięknego ogromnego kapelusza, jak większość kobiet w tym dniu, ale też nikomu nie przeszkadzałam w świętowaniu. Nie krytykowałam, nie wyśmiewałam, nie komentowałam, ale obserwowałam, podziwiałam i starałam się dowiedzieć jak najwięcej o tym święcie. Dlatego, że szanowałam ludzi, z którymi przyszło mi spędzić ważny dla nich dzień.

„No i co z tego?” Ktoś mógłby mnie zapytać. A no to, że tymi przykładami chciałam jedynie powiedzieć, że jeśli jadę np. do Arabii Saudyjskiej, czy Iranu, nawet na urlop, to szanuję tamtejsze obyczaje. Skoro nie mogę pić alkoholu, bo zabrania mi tego prawo szariatu, to nie robię tego i nie domagam się by robiono mi wyjątek. Jeśli jadę do Izraela, to nie domagam się, by w szabas specjalnie otwierano mi restaurację, czy bank.

Podobnie jest, jeśli w Boliwii naszłaby mnie ochota na namiętny pocałunek z mężem na ulicy, wiem że tak nie można. Szanuję innych, ich kulturę, prawo i religię. Chciałabym także, aby osoby przybywające do Europy, czy naszego miasta z dalekich krajów także umiały dostosować się do naszych obyczajów i praw. Znajdując się np. w Polsce należy pamiętać, że tu mamy naszą konstytucję, prawa ustanowione przez legalnie działające organy państwa oraz własną kulturę i język. Jeśli przyjeżdżacie do nas, szanujcie, to, a i my okażemy Wam szacunek. Z czasem poznamy się pewnie lepiej. Wówczas będzie łatwiej i nam i Wam.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do