Reklama

Zmiany, zmiany, zmiany...

04/02/2014 11:11
Nowy rok. Noworoczne postanowienia. Zmiany. Tekst ten piszę jeszcze przed Wigilią, ale pod znakiem zmian – lub chęci zmian – stoi zwykle początek roku. Jedni mówią, że rzeczywistość jest bardzo zmienna, inni że zmiany wprowadza się z trudem. Nie dalej jak wczoraj mieliśmy dowód na tę pierwszą tezę.

Justine Sacco, szefowa PR potężnego koncernu InterActiveCorp, właściciela portali takich jak Vimeo, Ask.com, czy About.com, wybierała się w podróż do Afryki. Podróż miała trwać dwanaście godzin. Na pokładzie samolotu nie można korzystać z telefonu i tabletu. Tuż przed startem Sacco rozsiadła się więc w fotelu i zatweetowała: „Jadę do Afryki. Mam nadzieję, że nie złapię AIDS. Och, żartowałam. Jestem biała!". Wyłączyła telefon i tablet. Dwanaście godzin później, kiedy lądowała na afrykańskim lotnisku, jej świat wyglądał zupełnie inaczej niż przed startem. O czym zainteresowana nie miała pojęcia. Kiedy tylko włączyła swoje elektroniczne urządzenia, padł na nią blady strach. Pierwszym, co zrobiła, było usunięcie konta na Twitterze.

Że naszą bohaterkę zhejtowano – wiadomo, wszak powód ku temu był. I to niemały. Że (w tej chwili nie wiadomo jeszcze na 100 proc.) straci pracę – wiadomo. Dziwią za to dwie rzeczy. Że taki PR-owy strzał w stopę zaliczyła szefowa PR-u wielkiej firmy. I to, że zmianę – w dodatku polegającą na zniszczeniu sobie dwudziestu lat kariery – można przeprowadzić na przestrzeni zaledwie 140 znaków.

Inny dowód na powyższą tezę dostarczył wypuszczony trzy dni temu z łagru Michaił Chodorkowski. Pomijając wszelkie polityczne kwestie, w pierwszym wywiadzie, jakiego udzielił, zauważył że kiedy szedł do więzienia, nie było jeszcze Twittera i Facebooka. Przypominam: facet zajmował się polityką i biznesem. Więc świat, do którego właśnie wrócił, to kompletnie inny świat niż ten, który opuszczał. Czego my nie zauważamy, bo dzieje się nie skokowo, a progresywnie, to obiektywnie zmiana ogromna.

Wczoraj po raz n-ty oglądałem „Notting Hill". Julia Roberts dzwoniła do Hugh Granta. Na stacjonarny! Aż mnie zatkało. A przecież to nie jakiś „Ben Hur" z lat pięćdziesiątych, tylko w miarę nowy klasyk. No, ale z epoki przedkomórkowej.

Do poważnych zmian nie trzeba ani wojen, ani pożogi. Nie muszą się dziać kataklizmy, wybuchać wulkany. Niepotrzebny Nostradamus, wróżby Majów. Zmiana dzieje się wszędzie wokół nas, jednak – paradoksalnie – często poza zasięgiem naszego wzroku. Macie w telefonie synchro z Gmailem? Appsy do fejsa, banku, treningu cardio, pracy jednego albo drugiego jelita? Nie znacie wykonawcy albo tytułu piosenki, która właśnie leci? Kiedyś pytalibyście znajomych. Teraz odpalacie Soundhounda.

Jakiś czas temu słyszałem od znajomego historię o dzieciaku jego znajomych. Trzylatek od dłuższego już czasu szaleje na tablecie. Niedawno rodzice zaczęli mu czytać bajki. Kiedy dorwał w łapska książeczkę, kompletnie nie mógł zrozumieć, dlaczego ilustracja w owej nie powiększa się, kiedy stosuje na niej multitoucha. O tempora, o mores.

Prawda jest taka, że świat jest dynamicznym i zmiennym miejscem. Nawet jeśli narzekamy na nudę, funkcjonujemy w środowisku politycznym ciepłej wody w kranie, a wszelakie wojny i inne kołmotochy dzieją się gdzieś daleko, to – cytując Natanka – wiedzcie, że coś się dzieje. Stale. Choć czasem niezauważalnie. Co przyniesie ten rok? Oczywiście zmiany. Pytanie tylko: jakie?

(Paweł Waliński)

 
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do