Reklama

Ja, mama: Semantyka chrząszcza

27/06/2013 18:00
Dobrze pamiętam czas, gdy moja córka starała się opanować polską mowę. Trudne to zadanie, a pułapki czyhały na każdym kroku.

Najwięcej kłopotów sprawiały jej zagadnienia słowotwórstwa (czyli sposobu budowania wyrazów) – wydawało się, że skoro słowa podobne, to i z jednej bajki pochodzą. Oto, co z tego założenia wynikło:

Nie kichaj mamusiu, bo mnie przerazisz!*
Ojej, pośladki myszy!**
Dlaczego obierasz mi ubrania?***
[Basia do mamy] Jesteś już gotowa? [mama] Nie. [Basia] To się wygotuj!

Jednak jej przygoda ze słowotwórstwem nie ograniczała się do biernego odtwarzania zasłyszanych słów. Lubiła – jak każde dziecko – eksperymentować. I tak powstał na przykład „napupnik”, czyli...spódniczka własnej roboty przykrywająca pupcię.

Zostawmy jednak słowotwórstwo i przejdźmy do semantyki, czyli plątaniny znaczeń w słowach. Najtrudniej było jej chyba poradzić sobie z faktem, że ten sam wyraz może mieć kilka sensów. „Muszę złożyć ten sweter”, mówi mama. „Może złożysz mu życzenia?”, odpowiada błyskawicznie córka. Tak, tak...Tego typu rozmowy prowadziłyśmy nieustannie.

A fonetyka – tu dopiero było pole do popisu! Język polski przoduje w ilości dźwięków nie do wymówienia (albo do wymówienia tylko przez rdzennych Polaków), w mnogości spółgłosek stojących obok siebie i łamiących język użytkownika polszczyzny. Dlatego Basia zauważyła zupełnie słusznie u kogoś „bieliznę na ramieniu” (bliznę, rzecz jasna) albo też „im-głę na dworze”. Do tych ułatwień i skojarzeń mogę jeszcze dorzucić „mielonka” (jelonka) i „łaskotki” (maskotki). Przy takim gąszczu pułapek i zniekształceń, aż dziw, że można się w ogóle dogadać!

*= zarazisz
**=ślady
***=zabierasz

(Małgorzata Ciunovič)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do