
Muszę wrócić jeszcze raz do głosowania sprzed tygodnia i likwidacji ulicy Łupaszki w Białymstoku. Bo to, co się teraz dzieje, myślę, warte jest uwagi i komentarza. Kto nie chce, nie musi czytać. Nikogo siłą tu nie przyciągam. Więc jeśli komuś coś się nie podoba albo nie spodoba, może stąd odejść. Zamiast robić sceny, może opuścić to miejsce i znaleźć sobie inne, w którym znajdzie inną ocenę, jaka będzie mu czy jej pasowała.
Zacznę od tego, że to jest felieton, czego bardzo wiele osób nie wie, albo nie rozumie, albo udaje głupiego. Felieton jest bowiem taką formą dziennikarską, w której dziennikarz wyraża swoje własne, subiektywne zdanie na jakiś temat. Szczególnie jest to cenna informacja dla tych, którym cały czas się wydaje, że dziennikarz nie może mieć własnego zdania, a już na pewno wyrażać go publicznie. Otóż może i powinien je wyrażać, kiedy tylko zechce. W tej sytuacji uznałam, że chcę i nawet muszę. Z kilku powodów. Jednym z nich jest ten, że od urodzenia znam środowisko ludzi, którzy ostatnio zdecydowali się na wyrzucenie polskiego bohatera z przestrzeni publicznej.
Znam i to bardzo dobrze, nie tylko to środowisko, w którym sama się zresztą wychowałam, ale znam też mentalność. Nie chcę jednak teraz rozpisywać się na ten temat. Może kiedyś, innym razem, przy innej okazji. Ale jedno jest pewne – strona ani prawosławna, ani białoruska nie jest bez skazy w naszej wspólnej historii. Tak samo jak święta i bez skazy nie jest strona polska i katolicka w tej samej wspólnej historii. I pora to sobie uświadomić. Poza tym znudziło mi się ustępowanie na każdym kroku wszelkim mniejszościom. Po prostu we mnie osobiście czara goryczy zaczęła się już przelewać. Cały czas próbują te mniejszości wywierać presję na większości pod różnymi pozorami i kawałek po kawałku wydzierają większości przestrzeń, w której było i jest miejsce dla każdego. Z tym, że jeśli strona mniejszościowa wywalczy jakiś skrawek dla siebie, to ma ten skrawek wyłącznie dla siebie i nikogo tam już nie wpuści. I nie ma znaczenia o jaką mniejszość chodzi. Tak się dzieje i zobaczy to każdy, kto tylko zechce przeanalizować ostatnie choćby zdobycze jakichkolwiek mniejszości.
Wracając zaś do głównego wątku, czyli pozbawienia majora Zygmunta Szendzielarza należnego mu miejsca w Białymstoku, mniejszość głosująca za takim stanem rzeczy, powinna teraz zastanowić się czy było warto. I tak, nie ma tu błędu, w tym o czym piszę. Bo choć głosów w Radzie Miasta było o jeden więcej, to wcale jeszcze nie znaczy, że to głosowanie było jakkolwiek reprezentatywne, jeśli chodzi o nastroje samych mieszkańców Białegostoku. Głosowanie to polityka. Tylko i wyłącznie. A polityką rządzi matematyka. Kto czyje głosy kupi, kto czyje głosy wyszarpie, jeśli chodzi o jakieś tam głosowania. Nie ma to nic wspólnego z nastrojami społecznymi, a przynajmniej nie ma w tym przypadku.
Spróbuję wytłumaczyć to na innym przykładzie. Gdyby na przykład radni głosowali wniosek o podwyżkę podatków lokalnych, matematyka w obecnym składzie Rady Miasta byłaby taka, że wszyscy z zaplecza prezydenta Białegostoku, grzecznie podnieśliby rączki na znak sygnał. Czy mieszkańcy byliby tym zachwyceni? Nie sądzę. Tak, to jest właśnie polityka i tak działa. Zawsze decyzje można tłumaczyć tak czy inaczej, ale nie zmienia to faktu, że odczują ją wszyscy lub większość, której dana uchwała dotyczy.
Podobnie było w przypadku Łupaszki. Podniesiono ręce i już. Nawet uzasadnienie było takie, że w zasadzie nie można powiedzieć, co nim było. W mojej ocenie, nie było żadnego. Ze słów radnego Nikiciuka dowiedziałam się, że po tabliczkach z nazwą ulicy na Skorupach ktoś bazgrał, a tak w ogóle to sytuacja majora Szendzielarza jest niejasna. Czyżby? Idąc tym tropem można powiedzieć, że bardziej niejasna sytuacja to jest radnego Nikiciuka. Jego nazwisko bowiem figuruje w archiwach IPN, jako tajnego współpracownika o pseudonimie „Andrzej”. Teczka z aktami została zniszczona i zostało mu tylko ustne tłumaczenie, że z bezpieką nie współpracował. Idąc zatem tropem rozumowania kolegów radnego Nikiciuka, skoro są wątpliwości, to radnym być nie powinien. A przynajmniej do czasu, aż nie będzie wszystko ustalone tip top. Podoba się takie tłumaczenie?
Powinno, a nawet bardziej powinno być zrozumiałe dla radnych z Forum Mniejszości Podlasia oraz Platformy Obywatelskiej. Bo o ile w przypadku radnego Nikiciuka można mieć poważne wątpliwości, które nie zostały przez nikogo wyjaśnione, to w przypadku majora Szendzielarza, zostały ustalone ponad wszelką wątpliwość. Były badane opowieści świadków i były badane dokumenty. Nie znaleziono nic. Kompletnie nic, co mogłoby świadczyć o tym, że Łupaszka był odpowiedzialny w jakimkolwiek stopniu za śmierć ludności cywilnej. To jak? Pozbawimy na tej samej podstawie radnego Nikiciuka mandatu? Przecież radny Nikiciuk, w przeciwieństwie do Łupaszki, ma możliwość się bronić. Czy są wątpliwości i to poważne co do jego współpracy z bezpieką, a do czasu ich gruntownego wyjaśnienia ten radny nie powinien być radnym i nie powinien stanowić o czymkolwiek co dotyczy Białegostoku? No chyba tak, skoro użyto tych samych argumentów w przypadku Łupaszki.
I teraz sedno sprawy. Radni podnieśli ręce i zlikwidowali tymczasowo ulicę Łupaszki w Białymstoku. Napisałam tymczasowo, bo ulica wróci, wcześniej czy później, ale wróci na pewno. Wciąż żyje zbyt wielu świadków tamtych czasów i żyją ich potomkowie, dla których pamięć, ale nade wszystko prawda o ich rodzicach, dziadkach, wujkach, ciociach, jest ważniejsza niż głosowanie kilkunastu osób, o których za kilka lat nikt nawet nie będzie pamiętał. O żołnierzach niezłomnych wszyscy mieli zapomnieć. Komuniści zrobili absolutnie wszystko, by pamięć o nich zginęła. Ale po latach okazało się, że nie zginęła, tylko ożyła z taką siłą, o której komuniści i ich naśladowcy na pewno nie mieli pojęcia.
Wiecie co? To samo będzie z majorem Szendzielarzem. Pamięć o nim już urosła, a urośnie jeszcze bardziej. W tej chwili o decyzji kilkunastu radnych z Białegostoku mówi cała Polska. Temat bohaterów, którzy oddali życie za wolną Polskę, wrócił jak bumerang, tyle że z większą mocą. Nie mam żadnych wątpliwości, że w Białymstoku będzie jeden, a może i dwa pomniki majora Szendzielarza, będzie mural. Założę się, że przyszłoroczny Marsz Żołnierzy Wyklętych, na pierwszym miejscu będzie miał wyeksponowanego właśnie Łupaszkę. Możliwe, że w tym marszu weźmie udział znacznie większa ilość uczestników, niż chodziła do tej pory. I właśnie dlatego, żeby dać odpór kłamstwom i szarganiu pamięci tych, dzięki którym tacy radni mieli w ogóle szanse podnieść ręce podczas głosowania bez przyłożonej lufy do głów.
Bardzo źle się stało, że kilka czy kilkanaście osób – i nie boję się użyć tego – ze środowiska nacjonalistów białoruskich, namąciło aż tyle, że reszta dała się im zmanipulować. W większości nawet nie znając ani faktów, ani niczego poza przekazami „po swojemu do swojeho”, które już przeszły tyle metamorfoz i dokładek, że nawet szkoda gadać. Oni zbili na białostockich radnych swój kapitał polityczny, a białostoccy radni zostaną z tym głosowaniem jak ten Himilsbach z angielskim. Chociaż nie. Zostaną jeszcze z przydomkiem potomków komunistów, bo ulica Łupaszki w Białymstoku i tak będzie. Czy o taki efekt chodziło? Nie sądzę. Ale to wszystko radni POKO macie teraz na swoje własne życzenie.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Trzecie OKO)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie